Prośba o większą wiarę i powrót do „korzeni” świętości na podstawie I czytania z XIX Niedzieli Zwykłej – egzegeza własna Słowa Bożego

Prorok Eliasz, o którym dziś słyszymy w pierwszym czytaniu, dokonał słynnego sądu Bożego nad kapłanami Baala. Kiedy oni nie mogli sprowadzić ognia z nieba, Eliasz przez swoją modlitwę do prawdziwego Boga uczynił to, a ogień spalił przygotowaną ofiarę. Po tym znaku z nieba Eliasz zamordował wszystkich czterystu kapłanów i proroków Baala. Kiedy król Achab przekazał swej żonie wiadomość, że Eliasz pozabijał proroków, którzy byli jej protegowanymi, królowa postanawia się zemścić i pozbyć się proroka. Jednak – prawdopodobnie czując respekt przed mężem Bożym – posłała do niego posłańca z zapowiedzią, że nazajutrz odbierze mu życie. Królowa liczyła, że wiadomość spowoduje usunięcie się proroka, którego mimo wszystko się bała i wolała nie mieć z nim nic wspólnego.

Rachuby Izebel okazały się słuszne. Eliasz zląkł się i uciekł. Udał się do Beer Szeby, miejscowości na samym południu królestwa judzkiego. Jest charakterystyczne, że odnośnie do tej podróży proroka nie czytamy o rozkazie Bożym, który inspirował poprzednie zmiany miejsca jego pobytu. Z Beer Szeby sam, nawet bez swego sługi, Eliasz udaje się na pustynię Negew. Po jednym dniu drogi prorok usiadł pod janowcem, krzewem rozpowszechnionym w tamtych okolicach i pragnął umrzeć. Mówiąc współczesnym językiem, Eliasz przeżywa frustrację. Depresja ta była wynikiem poprzedzających ją wydarzeń. Zwycięstwo wiary połączone z pozbyciem się fałszywych proroków nie zmieniło właściwie sytuacji. Warunki religijne nie uległy zmianie, a prorok zwycięzca musiał uciekać. Cały wysiłek poszedł na marne i dlatego Eliasz prosi Boga o śmierć.

W takim stanie psychicznym prorok kładzie się spać. Budzi go anioł, nakazując mu wstać i jeść. Eliasz spostrzega obok siebie podpłomyk i dzban z wodą. Wykonuje więc polecenie, ale powtórnie się kładzie, aby usnąć. Anioł znów daje rozkaz powstania i spożywania, uzupełniając go wyjaśnieniem o długiej drodze, która czeka proroka. Powstał on zatem, zjadł i wypił, aby mocą tego posiłku dojść do góry Horeb. Jest to inna nazwa góry Synaj, na której Mojżesz otrzymał prawo i pod którą Izraelici zawarli przymierze z Bogiem. Gorliwy obrońca spraw Bożych wraca do źródła czystej wiary, do miejsca z którego ona wyszła.

Droga na górę Horeb ma trwać czterdzieści dni i czterdzieści nocy. Jest to oczywiście określenie symboliczne i nawiązuje do czasu przebywania Mojżesza na górze Synaj oraz do liczby lat trwania wędrówki z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Liczba czterdzieści oznacza dość długi, nieokreślony dokładnie okres. Gdybyśmy rzecz rozpatrywali dosłownie i w kategoriach geograficznych, to trzeba by stwierdzić, że Eliasz, przebywając na pustyni Negew, nie potrzebował dużo czasu na dojście do góry Synaj. Tak było fizycznie, ale on nie na fizyczną górę miał iść, lecz na górę uświęconą, na miejsce święte. Dlatego nie ludzką siłą, ale siłą nadzwyczajnego pokarmu i nie ludzką drogą, ale pełną teologicznej treści drogą czterdziestodniową prorok udaje się na górę Horeb. Tej drogi nie można rozważać w zwykłych kategoriach. U jej kresu czekało złamanego duchowo i cudownie posilonego proroka spotkanie z Bogiem.

Znów odzywa się słowo Boga do Eliasza, które tyle już razy kierowało jego krokami. Pytanie skierowane do proroka zda się potwierdzać, że przyjście na Horeb było raczej potrzebą jego serca i wyrazem jego pragnień, a nie pochodziło z wyraźnego nakazu Boga. Doszedł na tę górę mocą pokarmu przyniesionego przez anioła, lecz anioł, mówiąc o długiej drodze, nie określił jej kierunku. Na pewno długa była droga proroka od depresji spowodowanej jakby nieskutecznością jego misji do źródeł wiary opartej o przymierze synajskie. Bóg, który poprzednio prowadził proroka, obecnie pyta, co on robi na tej górze. Prorok streszcza sytuację swoją i swego narodu. Jest jedynym obrońcą czci Bożej, i to jeszcze prześladowanym. Pismo Święte często podkreśla, że Eliasz był jedynym, lecz bardzo gorliwym czcicielem Jahwe.

Dopiero teraz dochodzimy do treści odczytanej dziś perykopy, ale dla jej lepszego zrozumienia nie można wyrywać jej z kontekstu, który został przed chwilą nakreślony.

Eliasz otrzymuje rozkaz, aby wyjść i stanąć wobec Jahwe na górze. Wichura, trzęsienie ziemi i ogień są znakami teofanii, czyli objawienia się obecności Boga. O tych samych znakach czytamy w Księdze Wyjścia i innych miejscach Pisma Świętego opisujących teofanię synajską związaną z zawarciem przymierza. Znaki te są wyrazem Bożej wszechmocy i majestatu. W tym miejscu czytamy jednak, że Bóg nie był ani w wichurze, ani w trzęsieniach ziemi, ani w ogniu. Przybył natomiast w szmerze łagodnego powiewu. Podkreśla to duchowość Boga i Jego intymny sposób kontaktu z prorokiem. Cała scena wyraża naganę skierowaną do Eliasza, który zbytnio ufał własnej gorliwości i pracy, zapominając, że Bóg ma własne sposoby obrony swojej czci. Działanie Boga cechuje łagodność i spokój, podczas gdy prorok posłużył się przemocą. Gwałt i siła nie dały jednak rezultatów. Prorok odczuwający obecność Boga zasłonił twarz zgodnie z przekonaniem, że nie można widzieć Boga i żyć.

To pouczenie Pisma koresponduje dziś ze sceną wyjętą z Ewangelii. Uczniowie, którzy zawsze towarzyszyli Jezusowi, są sami na wodach jeziora Genezaret i walczą z przeciwnym wiatrem. Wtedy przychodzi do nich Mistrz, krocząc po wodzie. Panowanie nad wodami jest także jednym z objawów mocy Boga, jak wymienione już znaki teofanii. Uczniowie jeszcze nie rozumieli boskiej godności Jezusa, zatem kroczący po wodzie mógł być jedynie zjawą, która ich przestraszyła. Dlatego Nauczyciel mówi o odwadze, bo rzeczywiście trzeba odwagi, aby stanąć wobec Boga, a wydarzenie na jeziorze było objawieniem się Boga w Jezusie.

Bóg wobec Eliasza przyjmuje postać lekkiego wiatru, w osobie Jezusa objawia się wśród cicho falujących wód jeziora. Eliaszowi, który stracił wiarę w powodzenie swojej misji, przywraca sens działania, pouczając o konieczności łagodnego postępowania. Piotr otrzymuje pouczenie o konieczności wiary bez zwątpień. My zaś, odczytując słowa Bożego objawienia, powinniśmy się nauczyć tego, że w każdej sytuacji naszego życia towarzyszy nam Bóg. Gdy tego nie spostrzegamy, trzeba jak Eliasz udać się na górę Bożą, aby powrócić do źródeł wiary. Gdy kroczenie obok Jezusa wydaje się nam niemożliwe i przerastające siły, usłyszmy skierowane do nas pouczenie: „Czemu zwątpiłeś małej wiary?”.

I prośmy Boga o większą wiarę.